Jedziemy z Warszawy w kierunku granicy polsko-białoruskiej, od czasu do czasu wyprzedzając pojazdy wojskowe. Po polskiej stronie w „czerwonej strefie” stanu wyjątkowego nie mogą pracować dziennikarze ani państwowych, ani prywatnych mediów. Zatrzymujemy się przepisowo trzy kilometry od granicy.
Po drodze czytamy wiadomości. W mediach społecznościowych piszą, że po polskiej stronie granicy zmarło roczne dziecko migrantów. Polskim dziennikarzom nie udało się zweryfikować prawdziwości tej informacji. Na zewnątrz jest siedem stopni Celsjusza.
W strefie przygranicznej uchodźców nie widać. Ci, którym udało się przekroczyć granicę, w ciągu dnia ukrywają się w lasach, a przemieszczają się w nocy. W oknach niektórych okolicznych domów świecą się zielone lampki. W dzień i w nocy. Zielone światło w oknie oznacza, że dom jest przyjazny dla migrantów.
Zdarza się, że uchodźcy, którym udało się przekroczyć granicę, proszą o pomoc w domach z zielonymi oknami – jedzenie, możliwość ogrzania się, miejsce do spania. Miejscowi mówią, że właściciele takich domów dostali już wezwania do prokuratury.
Co o takich „znakach” w oknach sądzi polska Straż Graniczna? – Jeśli ktoś potrzebuje pomocy, my nie zniechęcamy do jej udzielania. Jednak za każdym razem, gdy ktoś nielegalnie przekracza granicę, należy poinformować o tym służby graniczne. Jeśli ktoś tego nie zgłosi, poniesie konsekwencje prawne – powiedział w komentarzu dla Biełsatu kapitan Krystyna Jakimik-Jarosz z Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.
Michałowo to miasto liczące ponad 3,6 tys. mieszkańców. Na posiedzeniu rady miejskiej zdecydowano, że miasto pomoże zarówno migrantom, jak i wojsku. Rada nie musi konsultować się z władzami wyższego szczebla w celu podjęcia takich decyzji. Protokoły z posiedzeń rady są dostępne w internecie – za udzieleniem pomocy humanitarnej w związku z kryzysem na granicy zagłosowali wszyscy członkowie rady.
W Michałowie zorganizowano też kwatery dla wojska. Mieszczą się one w ośrodku kultury. Żołnierze korzystają bezpłatnie z basenu, siłowni i kina.
Dla migrantów zbierane są ciepłe ubrania, żywność i lekarstwa. Miasto ogłosiło zbiórkę, a Polacy z całego kraju wysyłają pomoc do miasta. Michałowo przekazuje ją dalej – do obozów dla migrantów i szpitali. Uchodźcy są często zatrzymywani w nocy, kiedy szpitalne kuchnie nie działają, więc jedzenie i ciepłe ubrania są bardzo potrzebne.
Pomoc humanitarna jest przekazywana również miejscowym, którzy mieszkają w „czerwonej strefie”. Ludzie ci chcą pozostać anonimowi, ponieważ nierzadko pomagają bez zgłaszania tego faktu do służb granicznych. Nie chcą, by migranci znów trafili na Białoruś. Wielokrotnie zdarzało się, że straż graniczna znajdowała uchodźców w domach z zielonymi oknami. Możliwe, że służby są informowane przez ich sąsiadów.
Polaków poruszyła ostatnio historia ośmiorga dzieci, które wraz z rodzinami zostały przewiezione na przejście graniczne w Michałowie. Stamtąd pod koniec września straż graniczna skierowała ich na linię graniczną z Białorusią. Zdjęcia tych dzieci obiegły całą Polskę. A dla Michałowa był to impuls do otwarcia punktu pomocy.
Maria Ancipiuk, przewodnicząca rady miasta, pogodna kobieta , o łagodnym głosie, opowiedziała nam, jak na przejściu granicznym spotkała dziewczynkę w wieku 4-5 lat i dała jej batonik energetyczny. Dziewczynka natychmiast przyprowadziła szóstkę innych dzieci, a Pani Maria poczęstowała wszystkich. Jedna z dziewczynek poprosiła o jeszcze jednego batonika, a kiedy go otrzymała, objęła panią Marię i zaczęła całować jej palce. Jak mówi pani Maria, nigdy nie zapomni tej chwili, kiedy wzięła dziecko w ramiona i przytuliła je.
– Widzimy, że nasza pomoc jest potrzebna. Z całej Polski codziennie przyjeżdżają busy i samochody z pomocą. Dzwoni do mnie, na przykład, lekarz z Hajnówki i mówi, ile piżam, bielizny i kurtek potrzeba dla dzieci. Bo przyjechały do nich dzieci, a ubrań nie ma – mówi przewodnicząca rady miasta.
Opowiada też o kilku migrantkach, które urodziły w Michałowie.
Jednak Maria Anciupiuk uważa, że nienaruszalność granic jest niepodważalna: – Pomagamy również wojsku. Nie płacą za nic, gdy korzystają z siłowni, basenu. W weekendy organizowane są darmowe seanse filmowe. Wiem, że jest to bardzo trudne dla wojskowych, tak jak dla nas, mają oni dzieci i rodziny. A zawrócenie dziecka za druty to coś, co zostaje w ich psychice na całe życie. Pomagamy, pomagaliśmy i będziemy nadal pomagać.
W zeszłym tygodniu do Michałowa przyjechało wielu dziennikarzy z całego świata. Jak mówi Purtas Pur, koordynator Wielkiej Orkiestry Świątecznej pomocy, właściwie nie dało się pracować. Na dziedzińcu szkoły w Michałowie WOŚP otworzył punkt pomocy humanitarnej dla migrantów.
– Punkt w Michałowie został otwarty jako centrum logistyczne dla organizacji pozarządowych, aktywistów i wolontariuszy w pobliżu granicy. Jest tutaj personel medyczny, magazyn z żywnością i punkt medyczny, gdyby potrzeba było udzielić pomocy. Mamy kontenery, w których wolontariusze mogą odpocząć. Jesteśmy otwarci 24 godziny na dobę – mówi Purtas.
Według Purtasa najważniejszym dla osób chcących pomóc jest wolontariat misji humanitarnej w czerwonej strefie. Komisarz Rady Europy ds. praw człowieka przybył tu niedawno i spotkał się z wolontariuszami i aktywistami.
Wolontariuszka Edyta pokazuje nam torbę z jedzeniem:
– Wieszamy takie paczki na drzewach w lesie. Podchodzi uchodźca, widzi paczkę i zabiera ją dla siebie.
Do obozu przyjechali wolontariusze z hiszpańskiej organizacji Samu Emergencias. Przywieźli do obozu pomoc humanitarną i pozostaną, aby pomagać swoim polskim kolegom.
A co o uchodźcach i ich pomocy sądzą miejscowi? Rozmawialiśmy z mieszkańcami Michałowa i pytaliśmy, czy pomogliby migrantom, czy też powiadomili straż graniczną. Opinie były podzielone:
– Co sądzą Państwo o tym, że miasto pomaga migrantom?
– Trudno powiedzieć. Po co Białoruś przywozi ich z kamieniami? Żal mi naszych [żołnierzy]. Nasi powinni ich oblać wodą i wypędzić wszystkich.
– Co, jeśli migrant przyszedłby do Pana domu?
– Mam jedzenie. Ale nie wpuściłbym ich do środka.
– Nie zapraszaliśmy ich tutaj.
– Co by Pan zrobił, gdyby do drzwi zapukał migrant?
– Oczywiście wpuściłbym, ale również poinformowałbym o tym odpowiednie służby.
– Władze miasta finansują, bo mają w tym swój interes. A my nie powinniśmy ulegać polityce, powinniśmy pomagać. Jeśli ktoś potrzebuje ubrania i jedzenia, powinniśmy mu pomóc. Ale taka jest mentalność. Trzeba poinformować.
– Musimy zablokować granicę. Jest ich zbyt wiele.
– Najpierw bym go nakarmił, nie odmówiłbym mu tego.
– A potem zadzwoniłby Pan po służby?
– Czy powiadomiłbym służby? Nie, nie zrobiłbym tego.
Jedziemy do Szudziałowa, gdzie znajduje się baza wojskowa. Miejscowości wzdłuż drogi są dobrze oświetlone. Kiedyś mieszkańcy oszczędzali, ale teraz boją się migrantów. Łapiemy częstotliwość białoruskiego Alfa Radio. Zamiast muzyki, prołukaszenkowski ekspert opowiada o sytuacji na granicy białorusko-polskiej. W kiosku na stacji benzynowej przeglądamy polską prasę. Okładki wszystkich czasopism poświęcone są sytuacji na granicy.
Jak informuje polska Straż Graniczna, w nocy z 19 na 20 listopada granicę próbowało przekroczyć ponad 200 osób. Migranci używali drewnianych palet, aby wspiąć się po drucie kolczastym. Jednak nie udało się, bo strona polska przeciągnęła palety w ich stronę. W kierunku polskich wojskowych rzucano też kamieniami i używano przeciwko nim gazu. Ponadto, aby ułatwić migrantom przekroczenie granicy, białoruscy funkcjonariusze oślepiali Polaków zielonym światłem.
– Próbujemy nawiązać kontakt ze stroną białoruską. Ale odkąd grupy migrantów zaczęły masowo próbować przekroczyć granicę, kontakt się urwał – mówi kapitan Krystyna Jakimik-Jarosz.– Teraz w polskich obozach dla uchodźców przebywa 1850 osób, które w ciągu roku przekroczyły granicę białorusko-polską. Spośród nich 50 proc. wystąpiło o azyl w Polsce – dodała kapitan.
W przyszłym tygodniu na granicy spodziewane są opady śniegu.
Alisa Hanczar, ksz/belsat.eu