Interpol, serbskie więzienie i areszt domowy. Nasza rozmowa z białoruskim reżyserem, któremu grozi ekstradycja z Serbii


W najbliższym czasie sąd apelacyjny przy Sądzie Najwyższym Serbii zdecyduje o ekstradycji Andreja Hniota na Białoruś, gdzie grożą mu politycznie motywowane represje ze strony reżimu Łukaszenki. Białoruskie władze wysłały za Hniotem list gończy Interpolu, przypisując mu przestępstwa podatkowe. Na tej podstawie został zatrzymany w Serbii w 2023 roku, gdzie przyjechał w sprawach służbowych. Na razie reżyser reklam, dziennikarz i działacz opozycyjny przebywa w areszcie domowym w Belgradzie, a wcześniej spędził siedem miesięcy w serbskim więzieniu. Naszej dziennikarce udało się z nim porozmawiać.

Andrej Hniot, kto to, Interpol, Serbia, Białoruś, białoruscy sportowcy, reżim, Alaksandr Łukaszenka, tortury, kara śmierci, czy na Białorusi jest kara śmierci
Nasz rozmówca, Andrej Hniot. Reżyser i współtwórca Wolnego Stowarzyszenia Sportowców SOS BY.
Zdj: prywatne archiwum Andreja Hniota

Andrej przyszedł na wywiad zdyszany: prawie spóźnił się na powrót do domu – tylko godzinę dziennie może spędzać poza mieszkaniem. Kilka dni temu Sąd Najwyższy w Belgradzie ogłosił decyzję o ekstradycji Białorusina do jego ojczyzny. Twierdzi, że ekstradycja oznacza dla niego śmierć.

– Jak się Pan się czuje i w jakim jest Pan nastroju po decyzji Sądu Najwyższego?

– Kiedy jest się na wojnie, ma się dwa wyjścia – albo walczyć, albo śpiewać i tańczyć. A ja walczę, śpiewam i tańczę. Jestem, oczywiście nastawiony na wygraną, więc czuję się jak przyszły zwycięzca. A jak inaczej?

– Jak Pan myśli, co mogłoby wpłynąć teraz na decyzję w Pańskiej sprawie?

– Na decyzję sądu apelacyjnego – a ze wszystkich instancji sądowych jest to jedyna, która pozostała, będzie to ostatni krok – może mieć wpływ presja społeczno-polityczna. Serbia próbuje mnie wyrzucić, żeby pozbyć się problemu, jestem dla niej problemem. Muszą uporządkować moją sprawę, poszukać dyplomatycznych sposobów na jednoczesne uszczęśliwienie Łukaszenki i Unii Europejskiej. Ale nie da się siedzieć na dwóch stołkach, w końcu trzeba będzie podjąć decyzję, a opinia publiczna i politycy mogą podpowiadać, jak małemu dziecku, żeby uniknąć błędów.

W końcu okazuje się, że białoruska dyktatura wydaje rozkazy, a Serbia jest marionetką, która robi to, co jej każą. To bardzo dziwne dla kraju, który chce zostać członkiem Unii Europejskiej, a Serbia, moim zdaniem, wygląda jak Unia Europejska. Fakt, że kraj stara się iść w kierunku przyszłości, ale robi coś, co przenosi go z powrotem do dawnej, mrocznej, dyktatorsko-komunistycznej przeszłości, to dla mnie oksymoron. Dlatego społeczeństwo i politycy powinni się wypowiedzieć. I nie chodzi tylko o słowa – należy działać, można na przykład napisać oficjalny list, zorganizować akcję protestacyjną lub marsz.

Wiadomości
Serbski Sąd Najwyższy zgodził się na wydanie Łukaszence opozycyjnego białoruskiego reżysera. Obrońcy praw człowieka protestują
2024.06.18 13:47

– Dlaczego mówi Pan, że ekstradycja oznacza śmierć?

– A co stanie się z białoruskim działaczem politycznym, który kierował organizacją publiczną, uznaną przez reżim za „ekstremistyczną”, który organizował akcje protestacyjne, który zwracał się do instytucji międzynarodowych z, jak to nazywa białoruska dyktatura, „wezwaniami do sankcji”? Co stanie się z działaczem politycznym, który współpracował z niezależnymi mediami? Jeśli to wszystko podliczyć, jestem właściwie pięciokrotnym „ekstremistą”. Jeśli Alaksandra Herasimienia [sportsmenka, współzałożycielka Białoruskiej Fundacji Solidarności Sportowej która zaocznie została skazana w sprawie politycznej – belsat.eu], dostała 16 lat więzienia zaocznie, to ile dostanę ja?

A co się dzieje z więźniami politycznymi w białoruskich więzieniach? Specjalna sprawozdawczyni ONZ ds. praw człowieka na Białorusi Anaïs Marin powiedziała wszystko, to nie są jakieś plotki. Co się stało z Witoldem Aszurkiem i Alesiem Puszkinem [białoruscy więźniowie polityczni, którzy zmarli odbywając swoje wyroki – belsat.eu]? Nic nie wiemy o dziesiątkach, jeśli nie więcej, osób w białoruskich więzieniach – czy w ogóle żyją. I, oczywiście, to jest śmierć. Proszę też nie zapominać, że na Białorusi obowiązuje kara śmierci.

Wiadomości
Kolejna ofiara reżimu Łukaszenki. Zmarł więziony w Grodnie malarz Aleś Puszkin
2023.07.11 18:18

 – Kiedy został Pan zatrzymany i pojawiła się informacja, z jakiego powodu, czy było to dla Pana zaskoczeniem?

– Tak, to było zaskoczenie. Oczywiście każdy dziennikarz, każdy aktywista, każdy, kto zrobił jakikolwiek znaczący krok po 2020 roku, zdaje sobie sprawę, że potencjalnie może się spodziewać ataku. Ale byłem zszokowany, że przytrafiło mi się to w ten sposób, a ponadto w Serbii nie spodziewałem się, że Interpol umieści mnie na czerwonej liście, nie jestem Wiktorem Butem [rosyjski handlarz bronią, po ekstradycji z Tajlandii skazany w USA – belsat.eu], nie jestem Julianem Assange [redaktor naczelny WikiLeaks wydany z Wielkiej Brytanii do Szwecji – belsat.eu].

Wiadomości
Skazana w Rosji amerykańska koszykarka wymieniona na handlarza bronią Wiktora Buta
2022.12.08 19:34

Co więcej, papiery zostały wysłane do Interpolu przez stronę białoruską na podstawie jakiejś sfałszowanej sprawy – to jakiś cyrk. Ale Interpol jest jak prywatna organizacja, która za swoje usługi otrzymuje pieniądze od poszczególnych krajów. Interpol nie jest zainteresowany tym, co dzieje się naprawdę, to komercja, każda osoba to pieniądze dla organizacji. Mówią, że życia nie można kupić za pieniądze, ale w Serbii zdałem sobie sprawę, że można.

Co by było, gdyby moi bliscy i przyjaciele nie pomogli mi finansowo, abym mógł kupić jedzenie w więziennym sklepie, które kosztuje 30-50 proc. więcej niż w zwykłych sklepach, gdybym nie mógł zapłacić za bardzo drogie honoraria prawników? Robią biznes na ludziach i Interpol nie jest tu wyjątkiem.

Opinie
Po co Rosja wysyła międzynarodowe listy gończe za swoimi przeciwnikami
2024.02.14 15:05

– Ile kosztują prawnicy w Serbii?

– Jeden proces – 7000 euro (ok. 30 tys. zł – belsat.eu), jedna wizyta w więzieniu przez 15-30 minut – 400 euro (ok. 1700 zł – belsat.eu), każdy dokument, każdy telefon, każdy krok ma swoją własną stawkę. Kiedy moi bliscy i przyjaciele szukali prawników i rozmawiali z jedną kancelarią, ci poprosili o wpłatę 10 tys. euro [ok. 43 tys. zł – belsat.eu] depozytu i tylko wtedy będą gotowi zapoznać się ze sprawą i powiedzieć, czy będą współpracować. A jeśli komuś nie odpowiadają takie warunki – do widzenia!

– W dniu, kiedy został Pan zatrzymany, poleciał Pan do Serbii, aby wziąć udział w nagraniach jako reżyser. Co się stało z tamtym projektem?

– Ja oczywiście nie mogłem kontynuować projektu, ale do tej pory nie pytałem firmy produkcyjnej i producentów, co zrobili w tej sytuacji. W każdym razie sytuacja była kryzysowa, ponieważ był to projekt międzynarodowy i do Belgradu na zdjęcia przyjechali ludzie z różnych krajów – wszystko było przygotowane, a reżyser, najważniejsza osoba na planie, nie pojawił się.

– Czym zajmował się Pan w momencie przyjazdu do Serbii?

– W tamtym czasie reżyserowałem reklamy komercyjne i odnosiłem na tym polu spore sukcesy, otrzymywałem międzynarodowe nagrody. W tym roku obchodzę 21-lecie pracy w zawodzie, połowę życia zajmowałem się tym rzemiosłem krok po kroku, więc przyjechałem do Serbii w statusie, można powiedzieć, reżysera-mamuta. To trudna, cyniczna branża, w której ludzie szybko się wypalają, bo kreatywność i cynizm nie idą w parze, ale ja bardzo kocham reklamę, to mój chleb powszedni. Poleciałem do Serbii, aby kręcić dla międzynarodowej korporacji Tele2, bardzo mnie to cieszyło, ponieważ uwielbiam kręcić dla telekomunikacji, ale skończyłem za kratami.

Wiadomości
Serbia docenia Rosję: order dla doradcy Putina i kwiaty na grobie Stalina
2024.06.19 12:45

– Czyli odnosił Pan sukcesy w reklamie za granicą?

– Na Białorusi, ze względu na kryzys w tej sferze, zostawiłem biznes produkcyjny w 2018 roku i zostałem po prostu przedsiębiorcą. Przed aresztowaniem pracowałem jako samozatrudniony, podróżowałem do różnych krajów w celu kręcenia filmów – reżyser potrzebuje rozwoju, musi widzieć, jak pracują w innych krajach. To zawód podróżniczy, a branża jest międzynarodowa. Kiedy kręciłem dla Danone, miałem operatora z Los Angeles, stylistę gdzieś spod Londynu, a ja sam jestem Białorusinem.

– Jak miesiące spędzone w izolacji wpłyną na pracę, gdy wyjdzie Pan na wolność?

– Dramatycznie, drastycznie. Przed zatrzymaniem byłem w cieniu, to był mój świadomy wybór ze względów bezpieczeństwa, ze względu na działalność polityczną. Gdybym wyszedł z cienia, mógłbym zostać aresztowany wcześniej. Teraz nie jestem już anonimowy. Kiedy uda mi się uratować życie, zobaczymy, jak to się potoczy.

Ale wiem, że już nigdy nie będzie tak jak wcześniej, bardzo się zmieniłem przez ten czas. Prawie nic mnie nie przeraża, nie czuję strachu, nienawiści, wiele negatywnych emocji po prostu się wypaliło. Kiedy myślisz o śmierci każdego dnia rano i przed pójściem spać, można tak trwać przez miesiąc lub dwa, a potem wszystko się wypala. Nic nie czuję, to najbardziej drastyczna zmiana.

– Więc może to dobra zmiana?

– Uważam, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nawet za tymi piekielnymi kratami, które były naprawdę piekielne, było coś dobrego, nawet tam znalazłem pozytyw. Myślałem: „Jestem w więzieniu, ale dobrze śpię – dziewięć godzin lub więcej, bo nie ma nic do roboty. Jestem w więzieniu, ale jem zgodnie z harmonogramem, chociaż to śmieciowe jedzenie”.

W areszcie domowym to katastrofa, śniadanie mogę zjeść po południu, bo o dziewiątej rano mam rozmowę z adwokatem, potem z dziennikarzami, potem z ambasadorami, potem z Frankiem Wiaczorką [doradca liderki białoruskich sił opozycyjnych Swiatłany Cichanouskiej – belsat.eu] i tak dalej. Ale to żaden problem, wszystko, co nie jest więzieniem, jest w porządku. Ludzie pytają mnie, jak wygląda mieszkanie, odpowiadam: „Nie jest najświeższe, ale wszystko jest w porządku”. Nie narzekam na nic, mogę tylko pożalić się na Sąd Najwyższy w Belgradzie.

– Proszę opowiedzieć o prawach człowieka w więzieniach w Serbii.

– Z prawami człowieka jest tam ciekawie, wygląda na to, że są naprawdę przestrzegane. Byłem zdumiony odpowiednim zachowaniem personelu więziennego. Proszę sobie wyobrazić – przyjechałem kręcić reklamę i znalazłem się wśród narkomanów i zabójców, a pracownicy, którzy przyjęli mnie w więzieniu, powiedzieli: „Relax, don’t worry, nobody will touch you, everything will be good, take it easy” (ang. Spokojnie, nie martw się, nikt cię nie tknie, wszystko będzie dobrze, luz”).

Oni się uśmiechali, a ja byłem gotowy bronić się przed ciosami! Personel ma normalne relacje z więźniami, rozmawiają z nimi, żartują. Wszyscy mnie znali, na początku mówili na mnie „Rus”, ale każdemu, kto mnie tak nazywał, mówiłem: „Jeśli ja jestem Rusem, to ty jesteś Albańczykiem”. W ten sposób uczyłem wszystkich, że jestem Białorusinem. Więźniowie wiedzą, że pracownik nie ma prawa ich tknąć. W celi nie ma monitoringu i nie może go tam być, bo naruszałoby to prawa człowieka. Jak widać fakt, że jestem w zasadzie więźniem politycznym, nie narusza praw człowieka.

Wiadomości
Tak wygląda izolacja Poczobuta w kolonii karnej. Relacja współwięźnia
2024.06.05 20:00

Skazańcy, nawet poważni przestępcy traktowali mnie z szacunkiem, mówili: „My walczymy z przestępcami takimi jak my sami, a ty walczysz z systemem”.

Oni nie mają subkultury więziennej, nie wiedzą, co to jest, ale mają subkulturę przestępczą. Pytają, jaki masz artykuł, co zrobiłeś i ile lat masz siedzieć: jeśli jesteś mordercą lub jeśli znajdą 500 kg kokainy, szanują cię, ale jeśli jesteś za kratkami przez dwa-trzy miesiące, bo kogoś pobiłeś – nie szanują. Kiedy dowiedzieli się o mnie i o okropnościach, które działy się na Białorusi, zaczęli przychodzić na „szetnię” [od serbskiego słowa šetnja, czyli spacer – belsat.eu], przynosili gazety i pokazali mi teksty na mój temat. Więc byłem prawie na szczycie hierarchii. Ale zdarzały się też niebezpieczne sytuacje, szczególnie ciężko było w ostatnich dwóch, trzech tygodniach.

Z nikim nie miałem szczególnie przyjaznych relacji, to byli inni ludzie, między nami była nie tylko bariera językowa, ale też kulturowa i społeczna. Coś nas jednak łączyło – sport, jedzenie, dużo rozmawialiśmy o rodzinie. W ostatnich tygodniach miał miejsce incydent – stanąłem w obronie czarnoskórego chłopaka, który był uważany za wyrzutka. To, co mu powiedzieli, było straszne: jesteś gościem, przyjechałeś do naszego kraju i to jest nasze więzienie, nasze zasady i musisz ich przestrzegać – jeśli każą ci myć podłogę, idziesz myć podłogę. Powiedział, że nie będzie tego robić, nie jest niewolnikiem. Poparłem go. Były też inne sytuacje, ale nie mogę o nich mówić, dopóki nie wyjadę z Serbii.

Opinie
Aryna Sabalenka i białoruski sport
2023.04.30 12:29

– Powiedział Pan, że najważniejszą rzeczą w więzieniu było zachowanie zdrowia fizycznego i psychicznego. Udało się tego dokonać?

– Proszę na mnie spojrzeć! Udało mi się?

– Myślę, że tak.

– Też myślę, że tak, nawet bardzo. Moje zdrowie fizyczne częściowo się poprawiło, częściowo pogorszyło. Zacząłem od czterech podciągnięć dziennie, a kiedy wyszedłem na wolność, robiłem już 20. Są dwie drogi dla skazanych za kratami – albo uprawiasz sport jak szalony i dążysz do jakiegoś celu, albo stajesz się tak zwanym „junkie” (ang. ćpun) – śpisz całymi dniami, jesz chipsy i słodycze, łykasz narkotyki, a tego za kratami jest sporo.

To bardzo smutne, ale sport jest jedyną rzeczą, która może cię tam uratować i mnie uratował. Myślę, że psychicznie stałem się silniejszy. Straciłem sporo włosów. Było dużo bólu, bo nikt nie dawał mi pigułek i trzeba było to po prostu znosić. Miałem problem z nogą – jest częściowo sparaliżowana, nawet nie wiem, jaka jest przyczyna. Potrzebuję pomocy medycznej, ale nie mogę jej uzyskać, ponieważ mogę opuszczać mieszkanie tylko na godzinę. Więc coś zyskałem, coś straciłem – uznajmy to za równowagę.

– Jak spędza Pan godzinę, podczas której może Pan przebywać poza mieszkaniem?

– Zakupy spożywcze, apteka – to wszystko. Bardzo podstawowe rzeczy, codzienne. Nie miałem kosza na śmieci, więc kupiłem kosz. Nie ma czasu na spacer, chociaż jestem w dobrej dzielnicy, w centrum.

– Ale może Pan przyjmować gości w mieszkaniu?

– Można mnie odwiedzać zupełnie swobodnie. Chciałem was zaprosić, ale jeśli ma się białoruski paszport, to lepiej nie.

– Jakie są trzy pierwsze rzeczy, które zrobi Pan po wyjściu na wolność?

– Zadzwonię do rodziny i przyjaciół – to pierwsza rzecz, którą zrobię. Następnie opublikuję post na Instagramie, ponieważ wiele osób martwi się o mnie. Potem usiądę w jakiejś restauracji na tarasie i zjem coś naprawdę dobrego. Po prostu usiądę tam na długi, długi czas i popatrzę na ludzi, samochody, okolicę.

– Mam nadzieję, że stanie się to wkrótce.

– To się stanie – wcześniej czy później. Mam teraz takie motto: jeśli wy się nie poddacie, to ja też. Gdyby wszyscy się poddali i wylewali łzy, może ja też bym się poddał. Nie chcę zabrzmieć patetycznie, ale tysiące Białorusinów przyglądają się mojej sprawie z nadzieją. Moja sprawa może stać się dla kogoś nadzieją, albo koszmarem. Chcę, żeby była nadzieją. Nie mam prawa nie wygrać i robię wszystko, co w mojej mocy, aby tak się nie stało.

Opinie
Nowej wojny na Bałkanach nie będzie
2024.05.15 15:36

Rozmawiała Irena Kaciałowicz, ksz/ belsat.eu

Aktualności