Po co reżim Łukaszenki eskaluje sytuację na granicy z Ukrainą? Wyjaśniamy


Na przestrzeni ostatnich dni sytuacja na granicy białorusko-ukraińskiej konsekwentnie się zaostrza. Białoruskie władze bezpodstawnie oskarżają Ukrainę o koncentrację wojsk i twierdzą, że szykowana jest prowokacja, a jednocześnie ściągają na południowe granice siły specjalne, wojska rakietowe i artylerię. Na obszarach przygranicznych ustawiono blokady drogowe i przeprowadzane są kontrole dokumentów oraz pojazdów. Co oznaczają te wszystkie wydarzenia?

Kronika eskalacji

Nowy etap napięć na granicy białorusko-ukraińskiej rozpoczął się 20 czerwca, kiedy białoruski Państwowy Komitet Graniczny oskarżył Ukrainę o rzekomą koncentrację na granicy z Białorusią jednostek ukraińskiej armii z ciężkim zachodnim sprzętem.

Następnego dnia, 21 czerwca, Ministerstwo Obrony Białorusi niespodziewanie ogłosiło kontrolę gotowości bojowej sił zbrojnych w obwodach brzeskim i homelskim. Na południe zaczęto przerzucać jednostki specjalne, wojska rakietowe i artylerię.

Wiadomości
Białoruś. Reżim twierdzi, że doszło do kolejnych incydentów na granicy z Ukrainą
2024.06.28 16:02

Tydzień później, 28 czerwca, Państwowy Komitet Graniczny wystąpił z kolejnymi oskarżeniami przeciwko Ukrainie. Stwierdzono, że w graniczącym z Ukrainą obwodzie homelskim, w okolicach miasteczka Jelsk żołnierze białoruskiego oddziału granicznego Mozyrz przechwycili ukraińskiego drona, który prowadził rozpoznanie infrastruktury granicznej i rafinerii ropy naftowej na terytorium Białorusi. Niedaleko stamtąd białoruscy strażnicy graniczni rzekomo znaleźli skrytkę z materiałami wybuchowymi, zapalnikami i detonatorami. Ponadto strona białoruska podała, że obecnie na obszarze, za który odpowiada ukraiński żytomierski oddział graniczny, stacjonuje Rosyjski Korpus Ochotniczy, który wcześniej organizował ataki na terytorium Rosji. Chodzi oddział Rosjan, którzy wybrali walkę po stronie Ukrainy.

Tego samego dnia Ministerstwo Obrony Białorusi podało, że w związku z sytuacją na granicy z Ukrainą na południe przeniesiona została dywizja wyrzutni rakietowych Polonez. W komunikacie prasowym szczególnie podkreślono, że Polonez może uderzyć z odległości 300 kilometrów – czyli teoretycznie Kijów może znaleźć się w strefie rażenia.

Wiadomości
Białoruś skierowała do obrony granicy wyrzutnie Polonez
2024.06.28 16:32

29 czerwca zastępca dowódcy białoruskich sił specjalnych Wadzim Łukaszewicz stwierdził, że sytuacja na granicy charakteryzuje się „rosnącym napięciem”. – Podejmowane są próby wciągnięcia naszego kraju w wojnę – powiedział. Łukaszewicz uważa, że w szeregu zapór minowych, które zostały zastosowane przez ukraińską armię na granicy z Białorusią, znajdują się przejścia. – W jakim celu, po co oni to zrobili? Prawdopodobnie po to, aby w przyszłości przez te przejścia mogły przenikać na nasze terytorium grupy dywersyjno-zwiadowcze wroga, oddziały, które dokonują nalotów, sabotaży, aktów terrorystycznych na naszej białoruskiej ziemi – wyjaśniał Łukaszewicz.

Wiadomości
Białoruś wprowadza wojskowe kontrole przy granicy z Ukrainą. Kreml wyraża zaniepokojenie
2024.07.01 21:06

Jednocześnie białoruskie Ministerstwo Obrony poinformowało, że z powodu „ciągłych naruszeń” granicy państwowej w przestrzeni powietrznej Białorusi na tereny przygraniczne ściągnięte zostały dodatkowe siły obrony powietrznej.

Szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Białorusi Paweł Murawiejka stwierdził, że sytuacja na granicy z Ukrainą jest „dość skomplikowana” i każdego dnia zmienia się „nie na lepsze”. Według niego ukraińskie siły specjalne miały przybyć do wsi Owrucz na kierunku Równe-Żytomierz, co „zaalarmowało” białoruskie dowództwo. Murawiejka zauważył, że do tej pory nie było większych prowokacji na granicy z Ukrainą, ale „warunki do pewnych manipulacji są dziś zdecydowanie widoczne”.

W wywiadzie dla propagandowego kanału ONT Murawiejka przypomniał również, że Białoruś może użyć przeciwko swoim wrogom broni jądrowej.

– Nauczyliśmy się obchodzić z tą bronią. Wiemy, jak jej pewnie używać. Jesteśmy w stanie to zrobić i możecie być pewni, że zrobimy to, jeśli suwerenność i niepodległość naszego kraju będą zagrożone – zagroził.

Wieczorem 30 czerwca kanały Biełaruś-1, ONT i STV wyemitowały obszerne reportaże na temat napiętej sytuacji na granicy z Ukrainą. Ich treść była niemal identyczna: Ukraina rzekomo mogła zorganizować prowokacje, aby wciągnąć Białoruś w wojnę, ale strona białoruska była dobrze przygotowana. W materiałach padały stwierdzenia, że granica jest teraz strzeżona przez białoruską artylerię i wyrzutnie rakietowe, które „już mają wyliczone współrzędne do ostrzału”. Propagandziści pokazali również wojskowe punkty kontrolne na terenach graniczących z Ukrainą, gdzie białoruscy żołnierze sprawdzają samochody i dokumenty cywilów.

W ostatnim czasie wpisy o rzekomym ściąganiu ukraińskich wojsk na granicę z Białorusią zaczęły pojawiać się na telegramowych kanałach prokremlowskich korespondentów wojennych i wojskowych. 1 lipca sytuacja została skomentowana przez Kreml. Rzecznik Władimira Putina Dmitrij Pieskow powiedział, że koncentracja sił ukraińskich na granicy z Białorusią to wspólny problem:

– (…) Są to oczywiście powody do niepokoju, nie tylko dla Mińska, ale także dla Moskwy, ponieważ jesteśmy rzeczywistymi sojusznikami i partnerami.

Kolejna odsłona wojny hybrydowej?

Oskarżenia wobec Kijowa zdają się być kompletnie absurdalne. Reżim Alaksandra Łukaszenki jest sojusznikiem agresji Putina na Ukrainę. W 2022 roku wojska rosyjskie rozpoczęły ofensywę lądową z terytorium Białorusi, skąd zaczęto prowadzić naloty rakietowe i powietrzne. Teraz ukraińska armia jest zmuszona do utrzymania części swoich sił na kierunku białoruskim i wzmocnienia linii obronnych.

Jednocześnie nie ma dowodów na to, że Ukraina w ostatnim czasie ściągnęła dodatkowe jednostki na granicę z Białorusią. To po prostu nie miałoby sensu, biorąc pod uwagę, że Ukraina walczy teraz o powstrzymanie letniej ofensywy Rosji w Donbasie.

– Ukraina w żaden sposób nie skorzystałaby na wojnie z Białorusią, to powinno być jasne. Wtedy front zwiększyłby się o tysiąc kilometrów – to niezbyt pozytywny rozwój sytuacji z wojskowego punktu widzenia – stwierdził politolog Jewhen Mahda w komentarzu dla Biełsatu.

Przedstawiciele reżimu Łukaszenki sami zdają sobie sprawę, jak nielogiczne zdają się być ich oskarżenia, więc wymyślają teorię o tajnym spisku Zachodu, który rzekomo chce wciągnąć Białoruś w wojnę.

Kijów reaguje na sztuczną eskalację napięcia dość powściągliwie. Najwyżsi urzędnicy państwa ukraińskiego nie wydali żadnych oświadczeń w tej sprawie.

Przewodniczący Państwowej Służby Granicznej Ukrainy Andrij Demczenko kilkakrotnie zaprzeczał oskarżeniom przedstawicieli reżimu Łukaszenki. – Uważają, że zaobserwowali gromadzenie najróżniejszych jednostek, całej naszej broni i sprzętu. O kim i o czym nie tylko wspominali, kto tylko nie wypowiadał się na ten temat. Chyba sami się już pogubili w swoich oświadczeniach – powiedział 29 czerwca. Demczenko porównał obecną retorykę strony białoruskiej z wypowiedzią Łukaszenki o „ataku z czterech stron”, która już dawno stała się memem.

Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji przy Radzie Bezpieczeństwa Narodowego Ukrainy uważa, że ostatnie wydarzenia należy traktować jako kampanię dezinformacyjną, która jest prowadzona na polecenie Kremla. Celem kampanii jest przekonanie opinii publicznej, że Kijów przygotowuje uderzenie z Białorusi, wywołanie strachu w społeczeństwie i odwrócenie uwagi ukraińskich sił od innych części frontu.

– W tej chwili istnieje tylko zagrożenie ze strony rosyjskich grup dywersyjnych z terytorium Białorusi. Nie ma innych zagrożeń. Wszystko inne to szum informacyjny – powiedział szef Centrum, ukraiński oficer Andrij Kowalenko.

Centrum podkreśla, że na terytorium Białorusi nie zgromadzono sił do inwazji na Ukrainę. To samo wynika z najnowszych raportów Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy: sztab informuje, że nie ma oznak formowania się grupy ofensywnej na kierunkach wołyńskim i poleskim.

Grupa monitorująca Biełaruski Hajun określa oświadczenia białoruskiego Ministerstwa Obrony i Komitetu Granicznego Białorusi jako skoordynowaną informacyjno-psychologiczną operację specjalną (IPSO)

Podobną opinię wyraził w rozmowie z Biełsatem były białoruski dyplomata Waler Kawaleuski.

– Być może jest to IPSO, próba psychologicznego nacisku na Ukraińców, podniesienia temperatury tam, gdzie i tak jest gorąco. Należy to postrzegać w kontekście ogólnej sytuacji wojskowej i politycznej w regionie – tego, co Rosja robi przeciwko Ukrainie, przeciwko krajom Zachodu.

Jednocześnie nie można powiedzieć, że Ukraina nie zwraca uwagi na wiadomości z Białorusi: temat jest obecny w przestrzeni informacyjnej, choć bez wyraźnego ożywienia. – Wszystko jest możliwe, również prowokacje, mające na celu jeszcze większe wykorzystanie naszych zasobów – pisze ukraiński porucznik o pseudonimie „Aleks”, który prowadzi popularny kanał Oficer na Telegramie. Jednak „Aleks” podkreśla: Łukaszenka powinien zdawać sobie sprawę, że bezpośrednia konfrontacja zbrojna jest dla niego „biletem w jedną stronę”, ponieważ niewiele osób na Białorusi poparłoby taką decyzję.

– Ale, powtarzam, wszystko jest możliwe – podsumowuje.

Działania pozorowane

Przez ostatnie 2,5 roku Mińsk regularnie spekulował na temat rzekomego zagrożenia ze strony Ukrainy. Trzeba jednak przyznać, że tak intensywne i skoordynowane podgrzewanie atmosfery nie zdarzało się w tym czasie aż tak często.

Ostatni raz tak zmasowana kampania informacyjna miała miejsce jesienią 2022 roku, kiedy ogłoszono informację o rozmieszczeniu regionalnego zgrupowania wojsk Białorusi i Rosji. W październiku 2022 roku wojsko zostało rozlokowane przy granicy, pojawiły się punkty kontrolne i okopy, sprawdzano samochody i dokumenty. Generałowie Łukaszenki niemal codziennie zapowiadali prawdopodobieństwo prowokacji, a nawet przewidywali, że w listopadzie dojdzie do próby zbrojnego przebicia się Ukraińców przez granicę. Był to przykład klasycznych działań dezinformacyjnych: reżim Łukaszenki stworzył wrażenie przygotowań do wojny, ale w rzeczywistości chciał tylko zmylić dowództwo ukraińskiej armii.

Jednocześnie nie powinniśmy zapominać o smutnym doświadczeniu z lutego 2022 roku, kiedy eskalacja sytuacji była rzeczywiście częścią przygotowań do inwazji, a Kijów nie ocenił odpowiednio zagrożenia.

Obecnie sytuacja zdaje się być dużo mniej niebezpieczna w porównaniu z lutym 2022 roku, jak i jesienią 2022 roku. W tamtych przypadkach na terytorium Białorusi znajdowały się rosyjskie wojska (odpowiednio około 30 i 10 tys.), podczas gdy obecnie nie ma tu znaczących rosyjskich sił – liczba wojskowych z Rosji stacjonujących na Białorusi jest znikoma. Ponadto obecnej aktywności wojskowej nie towarzyszy powoływanie rezerwistów i zwoływanie obrony terytorialnej, co byłoby krokiem niemal nieuniknionym, gdyby reżim Łukaszenki przygotowywał się do czegoś poważnego.

Łukaszenka bagatelizuje

Co ciekawe, Łukaszenka do wczoraj unikał zaangażowania w obecną kampanię propagandową. A podczas wczorajszego przemówienia w Pałacu Republiki, wygłoszonego w przededniu Dnia Niepodległości Białorusi sprawiał wrażenie, że bagatelizuje sytuację, twierdząc, że nie dzieje się tam „nic specjalnego”.

– Nasi sąsiedzi byli w ostatnich dniach bardzo aktywni. I nasze wojsko natychmiast to zauważyło – stwierdził.

Podkreślał przy tym, że nie można pozwolić na eskalację.

– Gwarantuję, że nie dopuścimy do żadnych starć na granicy z Ukrainą. Nie będzie żadnego – zapewnił.

Łukaszenka powiedział także, że białoruskie wojsko rzekomo przechwytuje drony zmierzające do Rosji i przewożące materiały wybuchowe w celu przeprowadzania ataków terrorystycznych.

– Prosiłbym Ukraińców, żeby się i nie bawili się ogniem. To jest bardzo niebezpieczne – podkreślił.

Wideo: dziś podczas parady z okazji Dnia Niezależności Łukaszenka opowiadał, że na wieść o niepokojącej sytuacji na granicy z Ukrainą, wojskowi odbierali “tysiące telefonów” od obywateli, którzy domagali się broni i nabojów dla obrony kraju.

Gleb Nierżyn, ksz, jb/ belsat.eu

Aktualności