Rzecznik prasowy MSZ Białorusi Anatol Hłaz poinformował dziś, że resort nie planuje otwierać lokali wyborczych w placówkach dyplomatycznych – przekazała państwowa agencja prasowa BiełTA.
Anatol Hłaz podkreślił, że zgodnie z Kodeksem Wyborczym lokale wyborcze poza granicami Białorusi organizowane są przez kierowników placówek dyplomatycznych. Biorą oni pod uwagę kilka czynników – m.in. liczbę Białorusinów mieszkających w danym kraju i sytuację epidemiczną.
Według rzecznika MSZ, więcej niż jedna trzecia placówek zagranicznych Białorusi “nie otworzy lokali wyborczych z powodu niedostatecznej liczby obywateli w rejestrze konsularnym”. Z kolei na Litwie i Łotwie białoruskie placówki dyplomatyczne mają wg. MSZ za mało personelu, by przeprowadzić głosowanie. Pozostałe ambasady i konsulaty miały uznać, że “nie będą ryzykować zdrowiem personelu i wyborców w związku z poważnym zaostrzeniem się sytuacji epidemicznej” lub odmówiły organizacji głosowania “w związku z niepewnością co do gwarancji bezpieczeństwa”.
Referendum konstytucyjne zostało zapowiedziane przez Alaksandra Łukaszenkę na 27 lutego. Reżim przygotował poprawki do ustawy zasadniczej, które formalnie wyzerowałyby liczbę kadencji prezydenckich pełnionych przez dyktatora i usunęły zapis o “dążeniu do neutralności”. Jak przekonuje białoruska opozycja, oznacza to rządy Łukaszenki do 2035 roku i sojusz wojskowy z Rosją.
Można przypuszczać, że prawdziwym powodem rezygnacji z referendum poza Białorusią są doświadczenia wyborów prezydenckich z 2020 roku. Wtedy to głosowanie zostało przeprowadzone przy udziale obserwatorów i w dużym stopniu bez fałszerstw, przez co Łukaszenka zdecydowanie przegrał ze Swiatłaną Cichanouską. Można zakładać, że i teraz diaspora, wśród której są tysiące uchodźców politycznych, w większości poprze opozycję i odda nieważne głosy.
rr,pj/belsat.eu